Artykuł przygotowała:
Anna Makowska
W życiu warto jest zaryzykować, często po to, by spróbować czegoś nowego, dowiedzieć się czegoś o sobie i przeżyć coś niesamowitego. Może się okazać, że ryzykowne decyzje przyniosą nieoczekiwane zmiany, często o 180 stopni. Tak tez się stało w życiu Anny Sawińskiej.

O
tym jak to się wszystko zaczęło?
Dlaczego akurat Korea i jak wygląda
tamtejsze życie,
kultura, tradycje...
Opowie nam Anna Sawińska z bloga http://wkorei.blogspot.com/
- Co skłoniło Panią do wyjazdu do Korei?
O moim
wyjeździe zadecydował przypadek. Jeszcze w czasie pisania pracy magisterskiej
szukałam ciekawych ofert pracy. Na
stronie Samsunga znalazłam informację o Global Samsung Scholarship. Było to jak
na tamte czasy (rok 2002) bardzo wyjątkowe stypendium, bo pokrywało koszt dwóch
lat studiów na Korea University oraz gwarantowało pracę przez co najmniej dwa
lata w Głównej Siedzibie firmy. Dwa lata wcześniej na stypendium Erasmusa we
Francji spotkałam też Koreankę, z którą bardzo zaprzyjaźniłam się. Sue Young w żartach obiecała mi kupno
rice-cooker’a (elektryczny garnek to przygotowywania ryżu), jeżeli kiedyś
przylecę do Seulu. Wtedy wydawało się ta raczej mało prawdopodobne... Zgłosiłam
swoją kandydaturę do Samsunga, przeszłam kilka etapów konkursu i pewnego dnia
otrzymałam telefon z zapytaniem, czy faktycznie jestem w stanie spakować się w
ciągu kilku tygodni i wyjechać do Azji na co najmniej 4 lata. Długo nie
zastanawiałam się. To była szansa na egzotyczną przygodę jakich mało. Wsiadłam
w pierwszy w moim życiu samolot, a już na miejscu czekał na mnie pierwszy w
moim życiu rice-cooker.
- Czy początki były bardzo trudne czy szybko się
Pani za klimatyzowała w nowym miejscu?
Z perspektywy czasu muszę powiedzieć,
że nie byłam przygotowana na to, co niesie ze sobą życie w Korei. W 2002 roku
Korea ciągle znana była jeszcze raczej na poziomie podręcznikowym, odkrywana przez
obcokrajowców dopiero po Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej. Wtedy mało kto jeszcze
słyszał o k-popie, koreańskich operach mydlanych, nie było za wiele o Korei
blogów. Wszystkiego musiałam doświadczyć na własnej skórze, dojść do
zrozumienia tej kultury drogą własnych prób i błędów. To nie była łatwa
przeprawa. Często czułam ogromną frustrację i niezgodę na to, jak Koreańczycy
postrzegają świat. Z dala od domu, rodziców, przyjaciół i w obliczu niemożności
dokładnego odzwierciedlenia mojej nowej rzeczywistości, musiałam oswoić się z
dosyć szczególnym rodzajem samotności. Niemalże całkowita aklimatyzacja
nastąpiła w moim przypadku dopiero po prawie pięciu latach spędzonych w tym
kraju. Swoje przeżycia z tego okresu
podsumowałam w książce „W Korei. Zbiór esejów
2003-2007” i rozpoczęłam nowy rozdział w swoim życiu. Korea stała się moim kolejnym
domem (ten najważniejszy mam zawsze przy sobie, żeby nigdy nie czuć się
bezdomnym) i tutejsze realia nie spędzają mi już snu z powiek. Budzi mnie za to
dość często moja koreańska kotka Nabi
(Motylek) oraz późno wracający z pracy mąż Woo
Young.
- Jak wiadomo Korea jest potężnym Państwem,
stawiającym na nowoczesność. Czy faktycznie codzienność życia w Korei różni się
bardziej od tej naszej polskiej codzienności? Jak wygląda tamten świat z bliska
i czy jest w nim coś co Panią zachwyca bardziej lub też przeraża?
Beata Kozidrak śpiewała, że wraz z
pojawieniem się dziecka „serca ma dwa, smutki dwa”... Ja mam podobne odczucia.
Polska i Korea to dwa wymiary, które nie mają ze sobą części wspólnych, ale są
dla mnie jednakowo drogie. Bez moich polskich korzeni nie byłabym w stanie
obracać się w koreańskich realiach, bez Korei nie byłabym taką Polką, jaką
zawsze chciałam być. Z obu światów czerpię co najlepsze i na tych pozytywach
staram się skupiać. Moja codzienność jest taka, jaką sobie kreuję; to stan
umysłu. Reszta to jedynie detale organizacyjne, wśród których warto nauczyć się
z gracją manewrować.
Przechodząc jednak do rzeczy to w
jednym z wpisów na moim blogu ("Korea -lubię to") opisuję dokładnie to, co
w Korei mnie zachwyca. Znajdzie się tutaj tradycyjny śpiew pansori, koreańska jesień, sauna, bardzo wysoki poziom usług, osobiste
bezpieczeństwo i wiele innych.
Przerażająca jest na pewno zażarta
konkurencja między Koreańczykami na każdym froncie: w szkole, w życiu zawodowym
i społecznym – sytuację opisuję w ciągu arykułów na blogu „W Korei i nie tylko”.
Ponadto istnieją trzy aspekty tutejszej rzeczywistości, wśród których „manewrowanie z gracją” odrobinę słabiej mi wychodzi. Po pierwsze to dziwne upodobanie Koreańczyków do ciągłego szturchania się, wbijania sobie w boki torebek albo łokci, potrącania się na ulicy, zachodzenia sobie drogi. Nikt tutaj nikomu nie ustępuje, ani nie stosuje uników, nie wspominając już o zwykłym „przepraszam”. Druga rzecz to... charkanie. Koreańczycy uważają, że oczyszczanie w ten sposób płuc pozwala na zachowanie zdrowia. Niestety tego rodzaju „ablucje” praktykują oni często na ulicy, w toaletach, a nawet w saunach przy zbiorowym prysznicu... Ostatnia sprawa to koreańska kultura jazdy. Tutaj naprawdę trzeba uważać, żeby nie zostać przejechanym nawet na zielonym świetle i na przejściu dla pieszych. Szczególnie taksówki cieszą się pod tym względem bardzo złą sławą.
Ponadto istnieją trzy aspekty tutejszej rzeczywistości, wśród których „manewrowanie z gracją” odrobinę słabiej mi wychodzi. Po pierwsze to dziwne upodobanie Koreańczyków do ciągłego szturchania się, wbijania sobie w boki torebek albo łokci, potrącania się na ulicy, zachodzenia sobie drogi. Nikt tutaj nikomu nie ustępuje, ani nie stosuje uników, nie wspominając już o zwykłym „przepraszam”. Druga rzecz to... charkanie. Koreańczycy uważają, że oczyszczanie w ten sposób płuc pozwala na zachowanie zdrowia. Niestety tego rodzaju „ablucje” praktykują oni często na ulicy, w toaletach, a nawet w saunach przy zbiorowym prysznicu... Ostatnia sprawa to koreańska kultura jazdy. Tutaj naprawdę trzeba uważać, żeby nie zostać przejechanym nawet na zielonym świetle i na przejściu dla pieszych. Szczególnie taksówki cieszą się pod tym względem bardzo złą sławą.
Trudno w kilku słowach opisać, jak
Korea wygląda z bliska. To naprawdę zupełnie inna rzeczywistość, którą mam
nadzieję udało mi się do jakiegoś stopnia przybliżyć w mojej książce. Po to
zresztą ją napisałam.
- Co skłoniło Panią do zmiany decyzji o powrocie do
Polski i pozostania jednak tam na dłużej?
To była trudna decyzja. Po trzyletnim
stażu w Samsungu miałam okazję wyjechać na placówkę do Holandii. Mimo ciągłego
sprzeciwu wobec wielu aspektów koreańskiej rzeczywistości, podskórnie
wyczuwałam, że mój los związany jest z
tym krajem. Miałam wrażenie dużego niedosytu, wyjazd byłby w jakiś sposób
dezercją. To też chyba kwestia charakteru - raz rozpoczętą książkę zawsze
czytam do samego końca. A moja historia w Korei to był wtedy ciągle jeszcze otwarty
rozdział.
- Ostatnio coraz częściej mówi się o konflikcie
koreańskim, o wybuchach? Czy mimo to czuje się tam Pani bezpiecznie? Czy są
momenty, które Panią jednak trochę przerażają? Jak Pani sobie z tym radzi?
Podobnie jak większość Koreańczyków
nie odczuwam żadnego zagrożenia. W Korei Południowej kolejne ruchy ze strony
Północy odnotowywane są na zasadzie suchej faktologii. Nikt tutaj nie
przeprowadza analizy sytuacji, nikt nie rozmawia o tym przy kawie. Koreańczycy
kwitują panikę, jaką sieją media na Zachodzie, machnięciem ręki. Twierdzą, że
każdy kolejny wybryk ze strony Korei Północnej, nieważne jak poważny wydawałby
się, ma tylko jeden jedyny cel – utrzymać ten kraj na pierwszych stronach gazet,
a co za tym idzie, wzmocnić jego siłę negocjacyjną.
Polecam moje trzy wpisy na ten temat.
Polecam moje trzy wpisy na ten temat.
Koreańczycy z Południa podchodzą do
sprawy bardzo racjonalnie. Jeżeli Korea Północna formalnie zaatakowałaby Koreę
Południową, to kraj ten zniszczony zostałby w ciągu bardzo krótkiego czasu.
Pamiętajmy, że na Półwyspie ciągle stacjonują wojska amerykańskie na podstawie porozumienia
SOFA. Również Okinawa w Japonii to jeden wielki przyczółek armii Stanów
Zjednoczonych. Chociażby z tego powodu realność skomasowanego ataku z Północy
jest znikoma.
- Czy może
nam Pani coś więcej powiedzieć o zwyczajach koreańskich?
O koreańskich zwyczajach można napisać
kolejna książkę – to naprawdę inny świat. Jednym ze zwyczajów, którego warto
się chyba na wstępie nauczyć, to podtrzymywanie jednej ręki drugą przy
powitaniach lub podawaniu przedmiotów osobom wyższym w hierarchii społecznej
(np. pod względem wieku) lub zawodowej (np. pod względem pozycji w firmie).
Niewskazane jest też przywoływanie kogoś ruchem ręki z palcami skierowanymi ku
górze – tak woła się tutaj tylko psy. Dłoń kierujemy ku podłodze, co przypomina
gest, który u nas odczytany być może jako chęć przegonienia kogoś.
- Czy utrzymanie się tam jest bardzo kosztowne, czy
z reguły proporcjonalne do zarobków.
Korea to generalnie dosyć drogi kraj
szczególnie jeżeli chodzi o zakwaterowanie. System wynajmu jest tutaj dosyć
skomplikowany z przeważającym systemem jeonse,
czyli w pełni zwracalnym depozytem w wysokości nawet 75% wartości mieszkania.
System ten pozwala na użytkowanie mieszkania przez okres dwóch lat bez
dodatkowych opłat – ponosi się jedynie koszty administracyjne i mediów. System
miesięcznych opłat z mniejszym, ale ciągle wysokim depozytem, też zyskuje
ostatnio na popularności. Sytuację na koreańskim rynku nieruchomości opisuję we
wpisie zatytułowanym: „Przeprowadzka”
Dużym pozytywem zażartej
konkurencji w Korei jest jakość i koszt
usług. Śmiem twierdzić, że nigdzie na świecie klient nie ma tak dobrze. W
restauracjach, których tutaj bez liku, można zjeść porządny posiłek za ok.
10-20 złotych. Mój abonament telefoniczny, na który składa się rata za telefon,
300 minut darmowych rozmów, 40 darmowych smsów oraz nieograniczony dostęp do
internetu, to kwestia ok. 180zł. Przy minimalnej płacy na poziomie ok. 14
złotych za godzinę to naprawdę rozsądne kwoty.
- Jak wygląda
kultura koreańska? Czy święta obchodzone
są w szczególny sposób?
Najważniejsze święta w Korei to święta
ruchome: Księżycowy Nowy Rok przypadający na styczeń lub luty, oraz Chuseok
(Święto Dziękczynienia), które zazwyczaj ma miejsce we wrześniu lub
październiku. Z każdym z nich wiążą się określone rytuały. Opisuję je
szczegółowo na swoim blogu, podobnie jak ciekawsze z koreańskich obrządków.
Święta Bożego Narodzenia, czy Nowy Rok również są tutaj
obchodzone, ale na pewno mają bardziej wymiar komercyjny niż rodzinny.
- Co jadają Koreańczycy?
Przede wszystkim ryż i kimchi, czyli sfermentowane kawałki
kapusty pekińskiej zaprawione masą ze sproszkowanej papryki i wielu innych
warzyw, czasem też i owoców. Te dwie rzeczy to podstawowy składnik każdego
posiłku. Do tego w kilku, czasem nawet w kilkunastu małych miseczkach podaje
się różnego rodzaju warzywa, potrawki z mięsa itp. Przystawki te to dania
wspólne dla wszystkich uczestników posiłku. Kuchnia koreańska to też szereg
bardzo smacznych zup ale też i bardziej kontrowersyjnych dań w stylu
ośmiorniczki lub innych owoce morza spożywane na żywo, mięsa psa itp.
Ogólnie, mimo przeważnie bardzo
pikantnej nuty, koreańska kuchnia uważana jest za bardzo zdrową z powodu dużej
ilości konsumowanych warzyw. Koreańczycy piją też dużo niegazowanej wody, która
w tym kraju podawana jest za darmo.
- Pani ulubiona potrawa? Może podzieli się Pani z
nami jakimś przepisem, który z łatwością będzie można przygotować w naszej
kuchni?
Moją zdecydowaną faworytką jest samgyetang,
czyli zupa z kurczaka nadziewanego ryżem oraz seollongtang,
zupa z kości wołowych, które gotowane są przez kilka godzin do kilku dni.
czyli zupa z kurczaka nadziewanego ryżem oraz seollongtang,
zupa z kości wołowych, które gotowane są przez kilka godzin do kilku dni.
Przyznam się, że gotowanie to moja
bardzo słaba strona. Zazwyczaj stołuję się więc w restauracjach lub firmowej
kafeterii. Ze zrozumiałych względów wolałabym więc nie ryzykować podawaniem
przepisów na forum internetowym. Mogę jednak podzielić się własnymi doświadczeniami
z przyrządzania kimchi -opisane są
one w blogowym artykule „Czas na kimchi”.
- W jednym z wywiadów, przeczytałam, że rola kobiety
jest bardzo trudna i często skłania do
wielu poświęceń, szczególnie jeśli chodzi o wygląd? Czy faktycznie, tamtejsze
kobiety, przykładają aż tak dużą wagę do swojego wyglądu i walki o pozycję?
Chyba nie będzie przesadą, jeżeli
powiem, że większość Koreanek ma
absolutnego bzika na punkcie wyglądu. Koreańskie kobiety używają niezliczone
ilości drogich kosmetyków, wydają mnóstwo pieniędzy na markowe ubrania i
akcesoria, a także zabiegi kosmetyczne. Chirurgia plastyczna, a w szczególności
operacje nosa i oczu, jest tutaj na porządku dziennym. Wygląd i skompletowane
nabytki (sekretarki u mnie w firmie chadzają z torebkami od Prady) stanowią o
pewnym statusie wśród społeczeństwa, są jednym z najważniejszych kryteriów
oceny drugiego człowieka (raz jeszcze: konkurencja!). Piękno kobiety to również
karta przetargowa w walce o lepszego męża: bardziej zamożniejszego i
przystojniejszego. A lepszy mąż to jeden z głównych składników w przepisie na
satysfakcjonującą przyszłość à la Korea.
- W maju 2012 ukazała się Pani książka „W Korei.
Zbiór esejów 2003-2007” wydana nakładem wydawnictwa „Kwiaty Orientu”. O czym ona jest i jak się narodził pomysł jej napisania?
„W Korei” to zbiór esejów, a więc na
pewno nie książka dla tych, którzy szukają podstawowych faktów w stylu
najciekawszych miejsc do zwiedzenia, czy porad, jak zdobyć pracę w Korei. To
lektura dla bardziej zaawansowanego Czytelnika.
W swojej książce próbowałam oddać
przeżycia osoby, która bez żadnego przygotowania rzucona zostaje w zupełnie
odmienną kulturę. Mamy tutaj obraz młodej kobiety, która każdego dnia uczy się
czegoś nowego, poznaje świat od zera jak małe dziecko. Z rozdziału na rozdział
możemy odkrywać nie tylko ten nowy świat, ale też i towarzyszyć głównej
bohaterce w jej własnej przemianie. Jeżeli ktoś się bowiem decyduje na tak
poważny ruch, jak wyjazd na dłużej z ojczystego kraju, to musi liczyć się z
tym, że zmiana ta nie tylko wniesie coś korzystnego do życia, ale że też
odbierze coś w zamian.
„W Korei” polecałabym nie tylko osobom
zainteresowanym Koreą, ale każdemu, kto myśli o podjęciu jakiejś zmieniającej
życie decyzji.
- Dużo Pani podróżuje?
Czy są miejsca, które wywarły na Pani ogromne wrażenia i takie do których
chciałaby Pani powrócić?
Już podczas studiów na Korea
University zaczęłam dosyć intensywnie podróżować po Azji – miałam w końcu
okazję odłożyć trochę pieniędzy z wypłacanego stypendium. Swoją naukę
zakończyłam szybciej, w ciągu trzech semestrów, i przed rozpoczęciem pracy w
Samsungu wybrałam się na trzymiesięczną podróż po regionie zapożyczając się uprzednio u rodziców.
Złapałam bakcyla. Od tej pory znakomita część moich wydatków to właśnie
podróże. Organizuję wypady kiedy to tylko możliwe przeważnie w miejsca, gdzie
mogę nurkować (posiadam certyfikat nurka ratownika).
Do tego dochodzą niezliczone podróże służbowe w bardziej lub mniej egzotyczne miejsca takie jak na przykład Nowa Szkocja w Kanadzie, czy Kamerun.
Uwielbiam Australię – przejechałam ją
na wskroś od Darwin do Sydney, ale też i miałam okazję zwiedzić wschodnie
wybrzeże.
W kraju tym znajduje się wszystko, czego potrzebuję do życia: zdywersyfikowana natura (magiczne góry i pustynie, dżungle, przepiękne plaże, różnorodna zwierzyna), przestrzeń, świetna pogoda, ale też i nowoczesne miasta z kulturowym zapleczem na światowym poziomie.
Australia to też jedno z najlepszych na świecie miejsc do nurkowania. Na Wielkiej Rafie Koralowej zobaczyłam mojego pierwszego wieloryba. To był potężny długopłetwiec (humbak). Wyskoczył z wody tuż obok naszej łodzi; prawie, że mogłam go dotknąć.
To było niezapomniane przeżycie; byłam tak rozemocjonowana, że nie byłam w stanie zrobić ani jednego zdjęcia. Bardzo lubię też bardzo Laos, to ciągle trochę zapomniany świat.
Z wysp ogromne wrażenie sprawiła na mnie Borneo – bogactwo flory i fauny tego miejsca powala z nóg.
Palau to również ciągle mało odkryty kraj, jedno z najpiękniejszych miejsc do nurkowania, gdzie za każdym zejściem pod wodę widzi się dziesiątki najróżniejszych rekinów, ogromne żółwie, ośmiornice, czy kilkumetrowe manta rays, zwane po polsku morskimi diabłami. Do tych miejsc na pewno chciałabym jeszcze powrócić.
Do tego dochodzą niezliczone podróże służbowe w bardziej lub mniej egzotyczne miejsca takie jak na przykład Nowa Szkocja w Kanadzie, czy Kamerun.
![]() |
Malta |
Australia |
W kraju tym znajduje się wszystko, czego potrzebuję do życia: zdywersyfikowana natura (magiczne góry i pustynie, dżungle, przepiękne plaże, różnorodna zwierzyna), przestrzeń, świetna pogoda, ale też i nowoczesne miasta z kulturowym zapleczem na światowym poziomie.
Australia |
Australia to też jedno z najlepszych na świecie miejsc do nurkowania. Na Wielkiej Rafie Koralowej zobaczyłam mojego pierwszego wieloryba. To był potężny długopłetwiec (humbak). Wyskoczył z wody tuż obok naszej łodzi; prawie, że mogłam go dotknąć.
To było niezapomniane przeżycie; byłam tak rozemocjonowana, że nie byłam w stanie zrobić ani jednego zdjęcia. Bardzo lubię też bardzo Laos, to ciągle trochę zapomniany świat.
Laos |
Z wysp ogromne wrażenie sprawiła na mnie Borneo – bogactwo flory i fauny tego miejsca powala z nóg.
Palau to również ciągle mało odkryty kraj, jedno z najpiękniejszych miejsc do nurkowania, gdzie za każdym zejściem pod wodę widzi się dziesiątki najróżniejszych rekinów, ogromne żółwie, ośmiornice, czy kilkumetrowe manta rays, zwane po polsku morskimi diabłami. Do tych miejsc na pewno chciałabym jeszcze powrócić.
- Planuje Pani powrót do Polski?
Być może na starość. Wyobrażam sobie
jakiś niewielki domek na odludziu, gdzieś w polskich górach. Jakaś chatka nad
morzem lub na Mazurach też byłby nie do pogardzenia.
- Czy czuje się Pani spełniona i czego chciałaby
Pani sobie życzyć?
Z perspektywy prawie jedenastu lat
spędzonych w Korei uważam, że wyjazd był dla mnie najlepszym możliwym
rozwiązaniem i na gruncie osobistym, i zawodowym. Czuję się szczęśliwa, ale
ciągle mam kilka rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim życzyłabym sobie sukcesu
jako pisarka – to jedno z moich największych marzeń.
W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko mocno trzymać kciuki,
by Pani marzenia się spełniły.
Bardzo dziękuję za poświęcony czas i wspaniałą podróż
do nieznanych nam zakątkach świata.
Książki Pani Ani można zakupić tutaj:
1. Księgarnia Merlin.pl: http://merlin.pl/W-Korei_Anna-Sawinska/browse/product/1,1027775.html
2. Księgarnia Lubimyczytac.pl: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/138917/w-korei
3. Księgarnia Biblionetka.pl: http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=237333
4. Księgarnia Selkar.pl: http://selkar.pl/reportaz-polski-2/w-korei-zbior-esejow-2003-2007
A jeśli chcielibyście zobaczyć krótki filmik,
jak wygląda Korea z bliska, polecam filmik
"Korea Południowa oczami Anny Sawińskiej"
I zapraszam również na bloga:
Jejku ja też tak chcę, zaryzykować i by ta decyzja okazała się trafnym wyborem. Przeżyła i przeżywa Pani niesamowitą przygodę, zdobywa doświadczenie i w dodatku ma Pani szansę zwiedzić takie wspaniałe miejsca. Ogromne gratulacje za odwagę. I wielki podziw. Na pewno kupię książkę, bo ten kraj wydaje się być bardzo interesujący. A skoro sama nie mogę tam pojechać by się o tym przekonać, to chociaż sobie o nim poczytam. Wywiad wspaniały!!!! Pozdrawiam Ola
OdpowiedzUsuńFantastyczna przygoda cudne widoki, wspanałe znajomosci..Oj..Wywiad cudny. CIesze się, że mogłam go przeczytać. Serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWywiad inspirujący. Jeśli Pani Anna tu zagląda to mam pytanie, mianowicie- Wspomniała Pani o swych aspiracjach pisarskich, czy to oznacza, że możemy za jakiś czas spodziewać się powieści Pani autorstwa i czy pisze Pani tylko po polsku, a może i po angielsku stara się Pani wyrazić siebie ?
OdpowiedzUsuńPodrawiam ciepło
Piszę właśnie kolejną książkę. Tym razem ma ona niewiele wspólnego z Koreą. Trochę wolno mi to jednak idzie z powodu chronicznego braku czasu.
UsuńWolę pisać po polsku mimo że zawężam tym samym grono potencjalnych czytelników. To jeden ze sposobów zachowania kontaktu z własnym językiem, co jest dla mnie bardzo ważne. :)
Również pozdrawiam. :)
Pozostaje mi więc życzyć Pani więcej czasu na "pisarzenie" i oby Pani przyszłe publikacje doczekały się tłumaczeń na wiele języków.
UsuńTeż bym tak chciała, dostać taką szansę od losu. Kiedyś starałam się o stypendium w Berlinie, ale zabrakło mi kilka punktów i się nie dostałam. Niestety w Polsce, jak się nie ma pleców i kasy na start, ciężko jest się wybić z tłumu i zdobyć doświadczenie. A firmy nie chcą zatrudniać nikogo po studiach. A staże to jedna wielka ściema. Zamiast uczyć się na nich, to nauczyli mnie jak robić ekspresowe ksero, unikać kolejek na poczcie i parzyć dobra kawę. A później ładnie dziękują za współpracę, ale niestety nie mają wolnych etapów. I tak człowiek po ekonomi ze specjalizacją w ekonomi menadżerskiej trafia do supermarketu jako z-ca kierownika i wykłada towar na półki. I raczej nie mamy coś liczyć, by w Polsce się coś zmieniło i rynek pracy stał dla nas otworem.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa stronka i mega dużo fajnych rzeczy. Serdecznie gratuluję i pozdrawiam autorów.
OdpowiedzUsuńLook into my webpage ... promuj strone